poniedziałek, 19 lipca 2010

Freiburg 9

Freiburg 9


Dzień na małe przechadzki.

Zaliczenie kilku gier wszelakiego rodzaju. Inaczej: aktywny czas.








Jedna nad jezioro. Jednak bez przyjemności zanurzenia się w wodzie. Może innym razem.


Inna do ogrodu japońskiego. Mały, ale bardzo ładny.










Czas na grila i wspólne zdjęcie. Oto grupa studentów. W przyszłym miesiącu będzie kilku więcej.


Znowu nadchodzi burza. Tym razem przedziera się do samego Freiburga. Silny wiatr i deszcz. Nareszcie trochę się ochładza. Na noc wyłączam wiatrak, który muszę rankiem znowu włączyć.

Freiburg 8

Freiburg 8


Z tą nauką to nie jest tak prosto. Kiedyś słówka jakoś łatwiej wchodziły do głowy. No, ale jakoś idzie. Nasza nauczycielka stara się jak może, przynajmniej mam nadzieję. To gorąco pewnie i jej daje się we znaki.


Tutejsze piwa też starają się pomóc nam popchnąć naukę do przodu. Zawsze można się nauczyć kilku potrzebnych słówek. Großbier, bitte.




Czasami jeszcze udaje się gdzieś wyskoczyć. Ostatnio byliśmy w Neustadt w jednym z naszych domów. Po drodze wstąpiliśmy do jednego kościoła dla kierowców. Trzeba przyznać, że kierowcy też są pobożni. Fotografując w krypcie ołtarz usłyszłem: "Cicho!!" Osoba ta miała całkowitą rację. Niestety lustrzanka ma tę wadę, że robi zbyt głośny "klik".









Zdążyliśmy dojechać do Neustadt na obiad. W czasie obiadu myślałem, że się rozpuszczę. Tutaj też nie używają klimy ani wentylatorów. Ufff.

Po obiedzie uprzejmy brat Josef Faath oprowadził nas po klasztorze i opowiedział co nieco o jego historii. Dowiedzieliśmy się też o jego pasji budowania modeli z zapałek. Lata budowy i dziesiątki tysięcy użytych zapałek, które znoszą mu znajomi. Zapał i cierpliwość. Także pomoc bliźnich.

Mogliśmy podziwiać model klasztoru w Neustadt, który według pierwotnych zamiarów miałbyć zbudowany. Jednak planów nie udało się zrealizować. Na budowę modelu użyto 50.000 zapałek i chyba 3 lata na budowę. Inny to model katedry w Speyer w skali 1:150. Zostało użytych 40940 zapałek i 14 lat w wolnym czasie. Jeszcze raz, zapał i cierpliwość.

W czasie naszego pobytu tam, załapaliśmy się też na ślub i na skromne przyjęcie. Szampan i precle. Atmosfera jednak miła, przyjacielska. Towarzystwo międzynarodowe. Po weselu zostają wspomnienia i dekoracje. Para młoda odjeżdża w dorożce, gdzieś.




W drodze powrotnej wstępujemy właśnie do Speyer. Możemy podziwiać tamtejszą katedrę w naturalnych wymiarach. Trafiliśmy na jakiś tydzień historyczny i zabaw. Ludziska poprzebierani w stoje średniowieczne żyją pod namiotami tak jak może to robiono kiedyś. Niektórzy bawią się w rycerzy. No i jak na średniowiecze przystała msza jest w starym rycie, odprawiana w kaplicy królów i cesarzy.

Próba ekumenicznej jazdy na rowerze. Ksiądz katolicki i protestacki pastor.














Możemy też zobaczyć punkt z którego wyrusza się do Santiago de Compostella. Może Radek chciałby stąd wyruszyć?




Chwila na trochę zabawy i rozglądania się po straganach. Taki większy odpust.




Czas na powrót. W samochodzie słuchamy sprawozdania z meczu, w którym Niemcy walczą o brąz. Nadchodzi burza. Może trochę się ochłodzi? Dojeżdżamy na miejsce. A tu się tylko błyska, ale nie pada. Burza ominęła Freiburg. Gorąc pozostaje.

Freiburg 7

Freiburg 7

No to tak jak przewidywałem. Mało czasu na pisanie. Zostaje go jeszcze mniej, jak zaczyna się podróżowanie i zwiedzanie.
Dzisiaj wieczorem (sobota) jest trochę czasu. Może uda mi się trochę napisać. Chociaż troszkę. Choć nie wiem czy jeszcze dzisiaj coś włożę na bloga. (No i nie udało się.)

Zacznijmy od zjęcia domu we Freiburgu. Zazwyczaj zdjęcia robię "od tyłu", więc i w tym wypadku udało mi się tego dokonać. Jak mi się uda to kiedyś zrobię go i od frontu.

Jak ktoś czyta tego bloga (może?) to zapewne pamięta o opisywanym święcie wina. Tutaj artystyczne wykonanie kieliszka, który musiało się kupić na własność. Umieją zarabiać.

Pozostałościami wina proszę się nie przejmować. Naczynie owo zostało następnie przepisowo wymyte.


Po różnych świętach i gorącach niekiedy ktoś czegoś zapomni. No i tutaj pewnie "pan Hilary" będzie szukał okularów. Jednak nie znajdzie ich na własnym nosie.

wtorek, 6 lipca 2010

Freiburg 6

Freiburg i nauka


Teraz to już na poważnie.
Nauka i jeszcze raz nauka.

Sprichst du Deutsch?
Nein.
Was, Wie, Wer, Woher, Wu
i nic nie pomoże.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Freiburg 5

Freiburg i nauka
Poniedziałek. Zaczyna się męczenie głowy.

Po poprzedzającym oczekiwaniu na nauczycielkę, zaczynamy od zapoznania się co nas czeka.
Booo, mówią po niemiecku. Całe szczęście, że coś tam rozumiem, ale kiepściutko.

Czas na test. Teraz przynajmniej wiadomo, że muszę zacząć wszystko od początku.

Po przeżyciach testowych czas na milsze rzeczy. Zwiedzanie miasta. Już trzeci raz przechodzę te ulice stare miasta, ale to nic. Tym razem z młodszymi studentami. Tym razem chyba nie ma starszego w grupie. Zwiedzanie i pizza, a później do domu na małą siestę.

Od jutra regularna nauka.

Freiburg 4


Freiburg i Colmar (Francja)

Dziś niedziela i zaczynamy dzień jak na niedzielę przystało.

I tak do obiadu. A po obiedzie współbracia są bardzo uprzejmi i proponują niezobowiązującą wycieczkę do Francji. No poczuliśmy się zobowiązani wykorzystać takąż propozycję.
A więc w drogę.
Wybór padł na przemiłe miasteczko alzackie, Colmar. To stąd pochodzi twórca statuły wolności. Po drodze przejeżdżamy przez rzekę Ren, na której możemy przez chwilę obserwować przepuszczanie promu przez śluzę.
Po kilku chwilach jesteśmy na miejscu. Wszyscy się rzucają, by opowiedzieć nam historię tego miejsca. Tutaj każdy koń ci ją opowie. Grupa językowa pod wezwaniem i opieką Vater Lau (Speedy Gonzalez: schnela, schnela wir habe keine zeit) jest chętna do wysłuchania tej historii. A chętnymi byli Patrick z Polski, znajomy księdza Krupy i señorita Ester z Hiszpanii, z Madrytu, która pracuje w jednych ze szkół Sercanów i jest odpowiedzialna za wymianę uczniów między Hiszpanią a Niemcami (Handrup) i Polską (Sosnowiec).
W bardzo słoneczny dzień możemy się przejść i przejechać po uliczkach tego tak przeuroczego miasteczka. Można rzucić okiem na małą Wenecję, może z takim przedsmakiem zobaczenia prawdziwej. Oczywiście jeżeli zostanie mi zapału do zwiedzania.




No ale, schnela, schnela czas ucieka i trzeba wracać do Niemiec.
Po powrocie mamy chwilę czasu, by zobaczyć jak rozwija się święto wina. Przygrywki i przyśpiewki, ale jeszcze za wcześnie i o tej porze jeszcze nie za bardzo się rozruszało.

A w domu czeka na nas grill, giurasco o jak go zwał. Jednym słowem kiełbasa i piwo. Okazja nie do przegapienia. No niin i zum vol.